Moja przygoda z ogniem

Cała przygoda z żywiołem zaczęła się 14 czerwca 2009 roku. W Zespole Szkół w Młynarach przeprowadzone były warsztaty z bębniarstwa, szczudlarstwa i tańca poi. Nie bardzo wiedząc, jak można się tym zainteresować poszedłem odarty z entuzjazmu. Jednak sztuka poi ma w sobie coś magicznego, tam zaraziłem się miłością do ognia i szczudeł.
Jak zbawienie przyszło wtedy stypendium, za które kupiłem pierwszy sprzęt i materiały na pierwsze szczudła. Treningi pochłaniały cały mój czas, poznawałem nowe sztuczki, coraz bardziej popadając w zauroczenie ogniem. Po niedługim czasie miałem swój debiut na pokazie na koloniach w Bieszczadach, po gorących brawach współuczestników kolonii, zatraciłem się do końca, chciałem więcej, chciałem grupy.
Tak z końcem wakacji zapisałem się do elbląskiej grupy Ignis Fatuus. Moja kariera tam nabrała tempa, było dużo pokazów, wspólnych treningów, podczas których poznałem ludzi, którzy, jak ja, kochają ogień i nie potrafią bez niego żyć. Poznałem w ten czas cały świat kuglarski i mogłem jeszcze bardziej się rozwinąć. Z tańca poi poszerzyłem swoje horyzonty po taniec z kijem, dwoma kijami, linami, wachlarzami i prawie wszystkim, czym kręcić się dało i o czym wcześniej nawet nie słyszałem.
Po wykorzystaniu uprzejmości ludzi z grupy postanowiłem się odłączyć, zacząć działać na własną rękę. Zamierzenie było pierwotnie takie, że skończę z kuglarstwem, zmusił mnie do tego brak czasu i zbyt dużo nauki, nie miałem czasu zostawać ‘po godzinach’ w Elblągu, jednak pomysł z wyjściem do mieszkańców Młynar z czymś nowym, z czymś, czego zwykle się nie widzi… to było to. Nie musiałem trenować w Elblągu, ale we własnym domu.
Jakiś czas temu jednak postanowiłem wrócić do upadającej już grupy. Okazało się, że po moim odejściu posypali się kolejni ludzie. Zostali bez tego, czym żyli. Po jakimś czasie od upadku Ignis Fatuus zwołałem ludzi, przedstawiłem swój plan i jakoś działamy nadal. Nie polega to już na tym, co kiedyś. Jednak brak czasu robi swoje. Spotykamy się tylko wtedy, kiedy mamy do przygotowania pokaz. Nie werbujemy nowych ludzi, ale nadal działamy. Mój powrót i fakt, że reaktywowałem grupę, uczynił mnie ich liderem, teraz wszystko opiera się na mnie i moich pomysłach. To stawia wielkie wymagania, nakłada obowiązki, ale też buduje, bo jednak ja jestem dla nich przykładem, który oni naśladują. To ja muszę umieć coraz to nowsze rzeczy, by móc ich uczyć, motywować. Często kończy się na krzyku, ironicznym słowie, jednak trzymam to i pcham grupę w przód.
Wciąż robię to, co kocham i na dodatek pokazuję się z tym dla ludzi, zarażam innych i uwidaczniam to, co w ogniu najpiękniejsze, opanowanie, ruch.
Bo przecież robić to, co się kocha, jest w życiu najważniejsze, nie?
Krzysztof Kisiel

Utwórz swoją wizytówkę